Na dobry początek, czyli kim jestem oraz kiedy i dlaczego ja zostałem weganinem


Krótko o mnie

Cześć, mam na imię Przemysław i mam 24 lata. Skończyłem studia inżynierskie na i dziś pracuję w biurze projektowym w Trójmieście. Wydarzenia z kilku ostatnich lat, takie jak mój ślub i śmierć mojego ojca, sprawiły, że wraz z żoną i dwiema adoptowanymi kotkami mieszkamy w Gdańsku. Dla zainteresowanych więcej o tym piszę na moim drugim blogu: nowotwór w rodzinie. Myślę, że tyle o mnie wystarczy.

Kiedy otworzyłem oczy

Moja historia przejścia na dietę roślinną nie różniła się bardzo od większości wegan. Momentem przełomowym był filmik w internecie. Co prawda moja żona już półtorej roku wcześniej została wegetarianką, ale nie czułem z jej strony żadnej presji. Ona jadła nabiał, ja jadłem mięso. Wiedziałem jakie są przekonania wege-ludzi, ale nigdy nie ruszało mnie mówienie o tym, że zwierzęta muszą zginąć, żebym ja mógł zjeść burgera w McDonald's. Myślę, że to wina społecznego przekonania, że skoro wszyscy jedzą mięso, to nie może za tym stać nic strasznego. Do tego dochodzi fakt, że jeżeli mówi się o zabijaniu zwierząt, to wyraz "śmierć" jest tylko wyrazem. Nikt wtedy nie wyobraża sobie cierpienia żywych stworzeń, które czują strach i ból tak samo jak my. Moim zdaniem, jeżeli człowiek jest na tym etapie, że potrafi oczami wyobraźni zobaczyć cały proces przemysłowego pozyskiwania mięsa z punktu widzenia zwierzęcia, i nie zaczyna mieć wątpliwości, czy tak musi być, to nie jest człowiekiem. Teraz wydaje mi się niedorzeczne, że osoba, która lubi zwierzęta, ma swoje pupile w domu, może jeść mięso, ale o tym jeszcze później. Wracając do mojej historii...

Mogło by się wydawać, że skoro moja żona była tyle czasu wegetarianką, to przez to jakieś przekonanie do słuszności jej argumentów we mnie rosło, aż osiągnęło szczyt, ale wcale tak nie było.. Po prostu któregoś dnia listopada w 2016 roku wysłała mi filmik, w którym pokazano kilka scen z selekcji kurcząt i chowu klatkowego i to był moment, kiedy poczułem się źle. Poczułem się wręcz zły na ludzi, którzy pracują w tych zakładach. Nareszcie poczułem, że muszę się dowiedzieć, czy jest jakaś inna droga. Nie wiem, czy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, czy musiałem zobaczyć zdjęcia i nagrania z rzeźni, żeby poczuć, że coś jest nie tak. Od zawsze jadłem mięso i nigdy nie myślałem o przejeżdżającej obok ciężarówce ze zwierzętami, jako o ciasnych klatkach, w których zwierzęta spędzają swoje prawdopodobnie ostatnie chwile życia na zewnątrz.

Porządny research

Zacząłem przeszukiwać internet w poszukiwaniu wiadomości dotyczących przemysłowej hodowli zwierząt i obrazy które widziałem, były straszne... Każdy kolejny filmik chciałem w trakcie wyłączyć, ale stwierdziłem, że jeżeli nie jestem w stanie patrzeć na to, co się dzieje z naszymi bezbronnymi przyjaciółmi, to dlaczego jestem w stanie jeść mięso? Także oglądałem dalej. Trochę mimowolnie zacząłem zdobywać informacje na temat wpływu cukru na nasz organizm, na temat sportu, budowania masy mięśniowej na diecie roślinnej. W sumie na intensywnym zdobywaniu informacji spędziłem kilka tygodni i ostatecznie stwierdziłem, że spróbuję zmienić swój jadłospis.
Tak wygląda moje stanowisko pracy. Jest naprawdę super, poza tym, że większość dnia spędzam siedząc. Z drugiej jednak strony motywuje mnie to strasznie do poruszania się w czasie wolnym :)

Pierwszy krok

Kiedy powiedziałem żonie o moim nastawieniu do jedzenia mięsa i nabiału, to była w nie mniejszym szoku niż reszta mojej rodziny i znajomych, gdy się o tym dowiedzieli. Powiedziałem jej, że po tym czego się dowiedziałem za pomocą internetu weganizm wydaje mi się być jedynym rozwiązaniem, które będzie stało w zgodzie z moim sumieniem. I tak od początku 2017 roku postanowiliśmy razem przejść na dietę roślinną. U nas w domu nie raz pojawiały się dania wegańskie, więc nie było to dla nas nic nowego. Z internetu też ściągnąłem mnóstwo porad dotyczących żywienia. Oczywiście żeby nie było zbyt prosto, wraz z hasłem "nowy rok, nowa ja" zacząłem ćwiczyć na siłowni i założyłem, że będę regularnie oddawał krew, aby mieć pewność, że wszystko z moim organizmem funkcjonuje poprawnie. Wyliczyłem sobie zapotrzebowanie kaloryczne i wraz z kalkulatorem zaczęliśmy bawić się w dom z kuchnią wegańską. Z jednej strony pomyślałem, że skoro już coś zmieniam w swoim życiu, to warto byłoby zgubić nadmiar tłuszczu i zbudować porządną warstwę mięśni. Z drugiej strony, chciałem mieć argument na przyszłość, gdyby ktoś chciał mi wcisnąć kit, że z roślin nie da się pozyskać wystarczającej ilości białka, żeby móc poprawnie funkcjonować.

Pierwsze wnioski

Dziś mija pięć miesięcy od naszego założenia i zacznę podsumowanie od tego, że nie były to "czysto wegańskie" miesiące.

Przez pierwsze tygodnie jedliśmy jajka od tak zwanych szczęśliwych kur z wioski, dopóki nie doszliśmy do wniosku, że te kury i tak w końcu kończą z uciętym łbem w rosole, a wyklute w przyszłości kurczaki, jeżeli są płci męskiej, to lądują w śmieciach.

Na początku popełnialiśmy sporo błędów. Raz ja czegoś nie doczytałem i kupiłem produkt z serwatką, innym razem zjedliśmy tort na śmietanie itp. Dużym utrudnieniem dla nas było to, że nikt z naszej rodziny nie miał pojęcia, czym jest weganizm i na rodzinne imprezy musieliśmy robić swoje jedzenie, bo nikt inny nie chciał jakichś "dziwnych" potraw przygotowywać. Na szczęście dzisiaj większość znajomych wie o naszej diecie i zawsze coś wegańskiego specjalnie dla nas się znajdzie.

Przy przejściu na weganizm pojawia się problem z ubraniami, butami, torbami i gadżetami skórzanymi. Oczywiście nie wyrzucaliśmy wszystkiego, co było zrobione chociaż w części ze zwierząt z dwóch powodów. Po pierwsze nie stać nas na wyrzucanie i kupowanie nowych rzeczy. Po drugie, skoro już są u nas, to znaczy, że nie uratujemy tych zwierząt, z których je pozyskano. Oczywiście drugi argument łatwo podważyć, bo można powiedzieć, że gdybyśmy sprzedali te rzeczy, to ktoś mógłby zamiast tego nie kupić kolejnej w sklepie. Mamy tego świadomość, ale taka jest nasza decyzja. 

Jeżeli chodzi o dobre strony, to tak:

Oboje czujemy się dobrze i oddajemy regularnie krew i wyniki są spoko. Czy czuję się lepiej niż wtedy kiedy jadłem mięso? Tego akurat nie zauważyłem, ale nie jest gorzej, więc to na pewno przemawia za dietą. Od czasu przejścia na weganizm zrzuciłem 10 kilogramów. Gdybym tutaj uciął zdanie, to byłaby świetna pożywka dla "antywegan", ale to nie wszystko. Zrzuciłem całkiem spory bagaż, ale musiał być to tłuszcz, bo stale odnotowywuję progres jeżeli chodzi o podnoszenie ciężarów.

Krótko jeszcze powiem o kosmetykach i chemii domowej. Wszystko jest już w Polsce dostępne. Dla faceta nie ma żadnego problemu żeby znaleźć kosmetyki wegańskich firm. Moja żona ma już większy problem jeżeli szuka zamienników do wszystkich rodzajów odżywek, balsamów itp, ale i to da się przeskoczyć. Muszę tutaj dodać, że żadne z nas nie korzysta już z perfum, więc o jakości i dostępności tego dobra, które nie byłoby testowane na zwierzętach nie umiem się wypowiedzieć.

To tyle na ten moment. Wydaje mi się, że przedstawiłem całkiem wyraźny obraz diety roślinnej w moim życiu. Teraz skupię się na konkretnych aspektach związanych z weganizmem i stale będę informował o moich doświadczeniach.

Cześć :)

P.S. Niżej jeszcze wrzucam zdjęcie mostu. To nie taki byle jaki most, bo według niektórych król mostów w Polsce. Wrzucam jako miłośnik tego typu konstrukcji, ale też symbolicznie, bo moje przejście na weganizm było właśnie jak przejście na wyspę, która jest lepsza, zdrowsza i na której nie ma cierpienia innych. W moim przypadku mostem w była zdobyta wiedza ;)
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karnizm - przeciwieństwo weganizmu

Kogo polecam na YouTube?